piątek, 4 stycznia 2013

Der Tod und das Koma sind eine Realitätsferne...






Witam. No właśnie obiecałam, że napisze dziś coś ciekawego, a zarazem nie. Zobaczymy co mi dziś istotnego wyjdzie w trakcie tego pisania - okaże się. Nie będę tego usuwała, lepiej aby to tu "istniało", bo przynajmniej będę mogła czytać to co myślałam w danej chwili - taki mały mój pamiętnik, lecz nie będzie on polegał na zapisywaniu tu tego co działo się jakiegoś dnia, tylko to co czuję i myślę w danej chwili gdy tu piszę, tak właśnie będzie o wiele lepiej  Więc zaczynamy...


Często zastanawiam się nad śmiercią, no właśnie jednych ten temat przeraża a u innych zbudza radość, lecz czy tak jest na prawdę? Każdy z nas inaczej wszystko rozumnie, inaczej wszystko interpretuje i inaczej wszystko czuję. 
Dla mnie śmierć to taka wesoła chwila. No właśnie wcale u mnie nie zbudza smutku, ani cierpienia, nie żałuję niczego. Dziwne, ale ona dla mnie jest szczęśliwa, nie płacze nigdy jak ktoś umiera, a śmieje się, dlaczego? Bawi mnie to i to bardzo, żeby nie było, ale wydaję mi się, że oswoiłam się ze śmiercią i nie mam zamiaru się jej bać. Z innej strony jako ona sama w sobie przynosi trochę grozy, smutku i refleksji oraz tęsknoty, ale nie u mnie. Zawsze potrafiłam się śmiać z tego jak ktoś płakał, zawsze taka byłam... Nie rozumiem tego tylko... skoro każdy dobrze wie, że śmierć jest po to, a raczej przychodzi by zabierać ludzi, by wyrównał się bilans śmierci i narodzin na zerowy, a po drugie każdy ma wyznaczony swój czas, tak już jest chyba pisane. Nie ma co się dużo nad tym zastanawiać, ani rozmyślać, to bez sensu... Lepiej chyba się oswoić z tą myślą i pogodzić się, że każdego z nas to spotka, czy rodzinę, czy bliskich, czy przyjaciół czy całkiem nie znane nam osoby. Przypomina mi tu się "Rozmowa Pana Polikarpa ze śmiercią" (jeśli dobrze pamiętam) - przerabiałam to w pierwszej klasie liceum, a było to dość bardzo dawno, ale mniejsza. Jeden z kilkunastu wierszy, który czytałam nie opisuję tak pięknie śmierci jak on. Zawarta jest w nim cała prawda, a tym bardziej, że nie idzie oszukać jej, bo jest zbyt za mądra, a nikt przeważnie o tym nie pomyślał.



Skoro już mowa o śmierci, to zawsze zbudzała u mnie wielkie zainteresowanie i fascynacje śmierć kliniczna, taka piękna opisywana w książkach co kto nie przeżył i nie widział. Właśnie tak zawsze chciałam popaść w taki stan jak ten, jak ta śmierć kliniczna oczywiście. Dziś dochodzę do wniosku, że to jedna wielka bzdura, którą sobie ludzie sami zmyślili, czemu tak twierdzę? Już piszę... Większość ludzi coś widzi, coś słyszy, ale znaczna większość ludzi nic nie pamięta, albo widzi ciemność. Wydaje mi się, że to jedna wielka pustka, taka czarna dziura w naszym mózgu, do której nie mamy dostępu i nic nie wiemy. Ludzie, gdy coś widzą, to wytwór ich istnej wyobraźni, którą sami tworzą i kreują i swoim momencie. Inaczej widzą to co chcą widzieć i to samo słyszą, lecz nikt nigdy z nas się tego nie dowie (mam tu na myśli osoby, które nie były w takim pięknym stanie psychicznym i fizycznym) - dla mnie to cudna odskocznia od rzeczywistości, od problemów i codziennych reali życia, które nas męczą tak bardzo, aż nasza psychika i umysł eksploduję. Pięknie tak, cudnie czuć się jak nieuchwytny ptak, którego nikt nie znajdzie i nie złapie. Chcę sama z miłą chęcią poczuć taką wolność zarazem fizyczną i psychiczną... po prostu przenieść się do "czarnej dziury" - Otchłani Ciemności i zostać tam na jakiś czas...


Dziękuję za uwagę i do napisania jutro. Dobranoc .